How the time flies

-

Liści coraz mniej, dni coraz krótsze, słońca brak. Czas zmierzyć się z ponurym listopadem. Na razie mogłabym siedzieć w domu pod kołdrą cały dzień, z laptopem, ewentualnie pilotem, na kolanach. A później zamienić się miejscami z jakimś zapadającym w sen niedźwiedziem lub innym futerkowym zwierzem i zalec w jego jaskini tudzież norze. W weekend prószył pierwszy śnieg i jakoś od razu odechciało mi się wychylać nosa za drzwi. No ale zachcianki to jedno, a rzeczywistość drugie. Czapka, szalik i do przodu ;) Zdjęcia są z czasów, gdy jesień była jeszcze ciepła i kolorowa, czyli całkiem niedawno, bo tydzień temu. A tymczasem śnieżynki, renifery, do tego czerwone rajstopy, brakuje jeszcze czapki z pomponem i startuję na pomocnicę świętego Mikołaja.

Now, when the days are getting shorter and colder, one thing I want the most is sitting at home with a cup of tea, watching fav movies and blogs. Then I could take a bear's place and start winter sleep. This weekend I saw the first snow, and somehow I lost the mood for swing my nose out the door. But it's time to face the grim November. The pictures were taken a week ago, when autumn was still warm and colorful. And now, snowflakes, reindeer, red tights, add a cap with tassel and I'm running for Santa's assistant.

reserved snood | primark knit cape, bag | allegro.pl boots, tights | secondhand long sweater