Witajcie! Długo się nie widzieliśmy ;) Chyba nie ma sensu gęsto tłumaczyć się z nieobecności, zepsuł się aparat, a później jakoś mi się odechciało. Po prostu. Ach! no tak, zapomniałam, że w pogoni za figurą bogini skręciłam sobie obie stopy. Spuchły jak balony i mieściły się tylko w wysłużone baleriny, a co to za ałtfity w samych płaskich kapciach, phi! sami rozumiecie ;))
Dziś wreszcie zaczynam urlopować i wreszcie zacznie się moje leniwe lato. Za chwilę jadę po jakieś filtry do opalania, choć sam fakt ich zakupu przy tej pogodzie /14 stopni/ wydaje się nieco groteskowy. Jeszcze kilka dni i przywitam się z chorwackim wybrzeżem. Na razie to do mnie nie dociera, ale niebieska sukienka obowiązkowo do zapakowania, plus kapelusz, a nawet dwa, albo więcej (dobrze, że mój chłopak tego nie czyta). Sukienkę kupioną chyba ze 3 lata temu w sh za całe 3,5zł wyciągnęłam gdzieś na początku wakacji. Nie doceniałam jej, teraz obok kompletu szorty+koszulka, to mój ulubiony ciuch na upały.
Końcem lipca romantyczna natura zaciągnęła mnie na stare schody w ogrodzie, jakoś wyjątkowo pasują mi do sielskiego kapelusza, nieułożonych włosów, bosych stóp i kubka popołudniowej kawy.
Do zobaczenia na blogach ;)
sukienka /dress - sh | kapelusz /hat - sh